Zachował swoje zasady do końca – powstaniec i poeta Roman Tadeusz Wilkanowicz. Relacja ze spotkania.
W dniu 24 lutego br. odbyła się lutowa odsłona cyklu „Ciekawość świata”. Przyszło nam się spotkać w smutnym dniu, w którym Rosja napadła na Ukrainę. Trudno było się opędzić od ponurych myśli. Nasza wykładowczyni, pani Izolda Kiec, odniosła się do dzisiejszych porannych wiadomości. Roman Tadeusz Wilkanowicz, uczestnik I wojny światowej był naocznym świadkiem tego, co niesie ze sobą wojna. Opisywał doświadczenia bratobójczej walki, gdy naprzeciwko siebie stawali Polacy. Przeczytała utwór „Golgota”, napisany pod wpływem doświadczeń żołnierza, uczestnika walk:
Daleki grzmot, gdzieś burza idzie szlakiem,
drży ziemia w krąg, piersiami wstrząsa grom,
Gdzieś płonie dom…
Po niebie czarnym szlakiem
Wije się dym, – wzdłuż i wszerz.
Gościńcem, który wiedzie od ojczystych stron
W dal siną.
Idzie tabor, i ludu niezliczona moc;
Czy powrócą? lub jaki inny im pisany zgon…?
Gdy zginą…! niech ich serca cicha tuli noc.
Daleki grzmot! Gościńcem idą w dal kolumny
W dal suną;
Serdeczna Matko! – Polskiej mowy gwar
Na bratni bój!
Polsko gotuj trumny…!
Los Romana Wilkanowicza wymyka się podręcznikowej historii bohaterów powstania wielkopolskiego – czytamy we wstępie do publikacji Utwory powstańcze1. Kiedy zapoznajemy się ze szczegółami jego biografii okazuje się, że nie miał łatwego życia. Był bardzo radykalny, nieprzejednany w swoich wyborach i postawach życiowych, dziś powiedzielibyśmy: niezłomny. I taka postawa miała swoje konsekwencje dla życia jego i jego bliskich. Do końca.
W czasie powstania wielkopolskiego nie akceptował jakichkolwiek prób „dogadywania się” z Niemcami, agresywnie reagował na wszelkie tego typu działania. Gdy po ostrzelaniu gmachu Policji delegacja polska udała się na negocjacje z Niemcami, nie krył swojego oburzenia. Równocześnie, od czasu zamieszkania w Poznaniu (nie pochodził z tego miasta, urodził się w miejscowości Oporów koło Kutna), cały czas czuł się odpowiedzialny za „swoje dzieci” – poznańskie „szczuny”, młodych chłopaków z Górnej Wildy czy innych dzielnic, których wychowywał. To z nimi uczestniczył w walce, to z nimi w późniejszym okresie, już jako żołnierz wojska wielkopolskiego, trafił na front litewsko-białoruski. Pełnił wtedy funkcję osoby odpowiedzialnej za kulturalną działalność, organizował żołnierzom tego typu aktywności, dbał o ich morale. „Poznańczycy” decyzję o wysłaniu ich na wschód odbierali jako karę, jako chęć pozbycia się ich. W lipcu i sierpniu 1920 r. Roman Wilkanowicz nadsyłał korespondencje z frontu dla poznańskiej prasy.
Roman Tadeusz Wilkanowicz cieszył się uznaniem i autorytetem wśród swoich druhów. Bliska mu była idea braterstwa w wojsku, niełatwo przychodziło mu pogodzenie się z porządkami, jakie do wojsk powstańczych wprowadzał przysłany przez Piłsudskiego generał Dowbór-Muśnicki. Z hierarchią, z podległością, z koniecznością zwracania się w formie „pan” do dowódców.
W czasie pokoju postanowił żyć z pisania. Schorowany, z poczuciem odrzucenia, niełatwo radził sobie z utrzymaniem siebie i rodziny. Słał prośby o zapomogę, przypominał w nich o swoich zasługach w czasie powstania. Nie domagał się szczególnych zaszczytów ani profitów ze swojej publicznej działalności. Chciał jedynie szacunku dla tej polskiej wolności, którą czynem uosabiał, i dla słowa, które zapewnić miało nie tylko doraźne skutki: zagrzewać do walki albo włączać się do społecznej debaty na temat Niepodległej, ale także gwarantować przetrwanie -jemu i jego idei: sprawiedliwej dla wszystkich wielkopolskiej małej ojczyzny.2
Pisał dużo i wszędzie, nawet do „Przeglądu stolarskiego”. W zapisywaniu utworów pomagali mu bliscy – żona, synowie, nawet opiekujące się nim pielęgniarki. Ten fakt stwarza dla redaktora opracowującego jego twórczość dodatkową trudność – ciężko jest, porównując charakter pisma, stwierdzić ponad wszelką wątpliwość, kto jest autorem. Należy założyć, że Wilkanowicz, tracący wzrok w ostatnich latach życia, dyktował swoje utwory do zapisywania innym. Pani Izolda Kiec opowiedziała o dalszych losach synów Wilkanowicza, Romana Tadeusza i Miłosza.
W końcowej części spotkania jego uczestnicy dzielili się swoimi refleksjami dotyczącymi pisania biografii i zagrożeń, jakie mogą towarzyszyć pracy nad opisaniem czyjegoś życia. Autorka także opowiadała, jak sama ma na to sposób, by zachować obiektywizm i opisywać także te fakty, które są trudne, nie pasują do stereotypowego postrzegania danej postaci. Równocześnie wskazywała, że nie wszystko musi być w biografii umieszczane, bo naturalne jest, że każdy z nas ma takie wydarzenia ze swojego życia, o których nie chce opowiadać innym. Wspominała pracę nad książką o Zuzannie Ginczance. Bardzo się boję, by nie dokonała się „krzywda pamięci” na opisywanym przeze mnie bohaterze. Współczesne media działają w taki sposób, że wybierają najbardziej sensacyjny wątek i czynią go wiodącym, redukując postrzeganie życia tylko do tego jednego aspektu. W czasie pisania biografii trzeba być bardzo ostrożnym – opowiadała. Ja wiem, że Roman Wilkanowicz najbardziej jest w tym, co napisał – stwierdziła na zakończenie.
Zapis filmowy spotkania będzie wkrótce dostępny do obejrzenia na naszym kanale Youtube. Zapraszam do subskrybowania kanału, by być na bieżąco z publikowanymi tam filmami. Kliknij tutaj.
Justyna Makarewicz – Dźwiękowe Archiwum Kcyni














